czwartek, 11 kwietnia 2013

Never Fear Shadows - 9


 No, powoli zbliżamy się do tych nie publikowanych wcześniej rozdziałów ^^
Zapraszam do czytania!

- Nie wiem jak mogłem kiedyś bez Ciebie żyć… - zamruczał mu do ucha czule, lekko przy tym owiewając płatek ciepłym oddechem.
Alan zaśmiał się cicho na to delikatne łaskotanie, zaraz jednak przekręcając się przodem do Aya i całując delikatnie kącik jego ust.
Bez namiętności, która zwykle im towarzyszyła, ale tak tylko, by przekazać targające nim uczucia.
- Ja też nie wiem. – prychnął rozbawiony blondyn – Dziwię się, że w ogóle mogłeś beze mnie oddychać!
- Teraz już bym nie potrafił. – szepnął Ayel wprost do ucha swojego skarbu, jakby to była największa tajemnica, którą mógł zdradzić tylko temu chłopakowi.
Młodszy  oparł ufnie głowę na jego ramieniu i cichutko zamruczał czując jak ten wplata palce w jego włosy, delikatnie masując przy tym skórę głowy w pieszczocie.
- Obiecaj, że mnie tu nie zostawisz, że poczekasz aż i ja będę mógł odejść… Razem z Tobą, proszę… Błagam. – wyszeptał Alan niemal płaczliwie.
Tak trudno było pogodzić się z tym, że Ayel może w każdej chwili odejść, po prostu go zostawić… Podczas gdy on będzie musiał tutaj jeszcze spędzić tak wiele czasu.
Ayel był opiekunem Białego Skrzydła już od jakiegoś czasu, mógł odejść i miał naprawdę piękny talent, który Alan uwielbiał wprost podziwiać. Zawsze kiedy Ay dla niego grał, czuł wszechogarniającą miłość, która owijała go z każdym dźwiękiem. Każdą nieskazitelną nutą obiecywała wspólną przyszłość i szczęście.
Bezkresną i wieczną miłość.
- Obiecuję, przyrzekam ci, że nie odejdę dopóki będziesz mnie kochał. – wyszeptał rozczulony, jednocześnie składając obietnicę i przyrzeczenie..
Nie potrafiłby bez tego chłopaka funkcjonować, nie teraz, kiedy wiedział jak jest cudowny.
- Zawsze będę cię kochał! – Alan podniósł gwałtownie głowę – Nawet nie myśl, że się mnie pozbędziesz. – dodał ciszej, z nieco figlarnym uśmiechem, mocniej przytulając do piersi kwiat śnieżnobiałej róży, który dostał od Ayela.

Syknął wściekle, czując napływające do oczu łzy na to wspomnienie.
Nawet po tych dwóch latach, nawet po tym jak przyjął do wiadomości, że Alan go nie kocha, że jego własny talent go zdradził… Wciąż nie potrafił zapomnieć.
To wspomnienie, ta obietnica, nawiedzały go co noc.

„Zawsze będę cię kochał”

Brednie! Już nie kocha, nigdy nie kochał… Ale pokocha!
Nawet jeśli siłą miałby go do tego zmusić, siłą przyciągnąć i uwiązać, zatrzymać w sidłach klątwy. Bo chyba tylko tak można było nazwać jego talent, przekleństwem.
Każdy dotyk, każdy namiętny szept i pełne miłości spojrzenie, to wszystko nie pozwalało Ayelowi normalnie żyć, zapomnieć.
- Bo nie potrafię bez ciebie żyć… - szepnął w przestrzeń, walcząc z napływającymi do oczu łzami.

***

- Dobra, to będzie proste. – mruknął Sebastian, starając się przekonać samego siebie co do tego.
Stanął przed białymi, wykańczanymi srebrem drzwiami, prowadzącymi do pokoju Alana.
W ręce trzymał śnieżnobiałą różę, którą dostał od Ayela, wraz z instrukcjami co robić. Od razu zauważył, że ten gatunek nie rósł w szkole, nigdzie w ogrodzie go nie było, to na pewno.
- Dobra, wejdziesz tam, zostawisz kwiatka i uciekniesz. Najlepiej przez okno. Nikt Cię nie zobaczy, nikt cię nie udusi… - mruczał do siebie.
- Aleks się do ciebie nie odzywa, więc musisz gadać sam ze sobą? – drgnął słysząc za sobą nieco kpiący głos pewnego szatyna.
- Chciałbyś! – prychnął odwracając się by ogarnąć spojrzeniem sylwetkę Maksa.
Czemu on?! Dlaczego nie jakaś mała, strachliwa śnieżynka jak ten dzieciak, który rano umilał mu czas?
Ale nie, to musiał być akurat ten jeden świeżak co do którego miał pewne plany…
- Jeśli mogę wiedzieć, co tutaj robisz? – szatyn uniósł brew, spoglądając podejrzliwie na kwiat w ręce Sebastiana. – A to dla kogo? Chyba nie zmierzasz podrywać chłopaka swojego przyjaciela? Nie żebym posądzał cię o choć krztę romantyzmu.
Miał wrażenie, że zaraz rzuci się na tego idiotę i skoczy mu do gardła. Dlaczego na litość boską stał tutaj?! Przed pokojem Alana i to z kwiatkiem? Jeżeli zachowanie blondyna to była sprawka Sebastiana, przyrzeka, że urwie mu głowę, jak tylko będzie miał pewność, że to jego wina!
- A nawet jeśli, to co? Co ci do tego? – syknął zdenerwowany sytuacją w jaką wpakował go Ayel.
Co niby miałby mu powiedzieć? „Wiesz Maksiu, Ay poprosił mnie o przysługę, byliśmy przyjaciółmi, nie mogłem odmówić…” 
Tak, tak. I to wcale nie miało związku z tym, że Ay ma zapędy sadystyczne i mógł nieco go uszkodzić.
Tłumaczenie genialne, ale tak w sumie to po co miałby się tłumaczyć? Przecież to nie sprawa tego dzieciaka.
- Alan jest dla mnie jak brat, kocham go. A ostatnio zachowuje się co najmniej dziwnie, nie uważasz? – spojrzał twardo na bruneta, czekając na odpowiedź.
- Może ta życzliwość mu się na głowę rzuciła, jak można być tak długo miłym i nie zwariować? Jestem pewien, że to nic poważnego.
Maks przez chwilę stał nic nie mówiąc, nie mógł uwierzyć, że Sebastian wygaduje takie rzeczy!
Alan był cudowny. Zawsze o wszystkich pamiętał, nie pozwalał by ktoś czuł się gorszy i zawsze można było na niego liczyć.
Nie rozumiał jak złe słowo na tego chłopaka mogło w ogóle przejść komuś przez gardło, ale najwyraźniej stojący przed nim brunet po prostu nie miał serca. Ani choć odrobiny empatii bo już chwilę później zniknął a drzwi do pokoju Alana się otworzyły.
O nie! Na to nie pozwoli!
- Jak możesz żyć nie mając serca! – niemal krzyknął kopiąc z całej siły drzwi, które zatrzasnęły się, zakleszczając dłoń bruneta, z której wypadła róża.
Maks od razu schylił się po kwiat i złapał go, by zaraz puścić się biegiem w stronę swojego pokoju.
Miał nadzieję, że Sebastian będzie zbyt pochłonięty swoją puchnącą dłonią by zacząć go gonić… Mimo wszystko musiał przyznać, że troszeczkę, tak odrobinkę obawiał się, że mężczyzna może będzie chciał się na nim za to odegrać.
Z trudem wyminął kilku idących na zajęcia uczniów i w końcu wpadł do swojego pokoju, zamykając drzwi za sobą z głuchym kliknięciem zamka.
Opadł na nie z ciężkim oddechem, wykończony sprinterskim biegiem. Oj, zdecydowanie nie miał kondycji… Będzie trzeba nad tym popracować. Ale nie teraz, teraz wody!
Nie! Stop. Nie wody, trzeba schować róże na wypadek gdyby Sebastian chciał po nią wrócić.
Podniósł się z podłogi, jednak musiał oprzeć się dłonią o drzwi by opanować zawroty głowy wywołane nagłym wysiłkiem. W końcu jednak odepchnął się i dotarł do łóżka, sięgnął do szafki, z której wyciągnął delikatny, kryształowy wazonik.
- Zaczekaj chwilkę, tylko naleję wody… - sam nie wiedział dlaczego szepnął, odkładając różę na poduszkę by po chwili wrócić z napełnionym wazonikiem do którego włożył kwiatka i postawił na biurku, tuż przy tej przeklętej perłowej szkatułce.
Zmierzył ją niechętnym spojrzeniem, już jakiś czas siłował się z nią jednak ta nie dawała za wygraną, więc postanowił cierpliwie poczekać na cud. 
W końcu co takiego ważnego, bez czego nie mógłby żyć może się tam znajdować?

***

„Jak możesz żyć, nie mając serca!” te słowa pobrzmiewały w jego głowie jeszcze przez długi czas, nawet teraz, kiedy siedział w swoim pokoju z zabandażowaną dłonią, popijając zakazaną tutaj whisky.
To nie prawda, że nie miał serca. Po prostu dawno temu postanowił je schować na tyle głęboko by nie przeszkadzało, a ten dzieciak zaczynał znów wyciągać je na zewnątrz.
A tak być nie powinno.
Bo jak będzie, to będzie bolało.
A może faktycznie powinien się zebrać i coś zrobić? By odzyskać przyjaciela… By znaleźć kogoś kto nie będzie chciał go zostawić!
Ale z drugiej strony… Ludzie zawsze odchodzą, nie można liczyć na to, że kiedyś przyjdzie ta jedna, jedyna osoba i będzie już na zawsze. 
Bo ona i tak zniknie. 
Pewnego dnia obudzisz się i nie poczujesz nic.
Ani ciepła drugiego ciała obok siebie, ani jeszcze skołtunionej pościeli po drugiej stronie łóżka, nawet zapachu świeżych tostów unoszącego się z kuchni.
Bo jego już nie będzie.
Wydął wargę, krzywiąc się lekko na kolejny łyk trunku w ustach. Lubił ten alkohol, jednak odzwyczaił się od niego ostatnio. Najchętniej jeszcze by zapalił, jednak jego zapasy już dawno wyszły a nie bardzo mieli możliwość wyjścia na zewnątrz.
Westchnął cicho, przypominając sobie twarz Maksa, kiedy ten, najwidoczniej miał ochotę go udusić. Cóż, musiał przyznać, że może się pomylił co do niego.
W tym momencie, z tym niebezpiecznym błyskiem w oku i pozą, która zdecydowanie mówiła, że nie pozwoli mu uciec, Maksiu wcale nie wyglądał na małego, puchatego i naiwnego.
Co gorsza, Sebastian musiał przyznać, że podobało mu się to o wiele bardziej niż ten dzieciak, który rano mu robił dobrze i bardziej niż słodko zagubiony szatyn pierwszego dnia tutaj.
- I widzisz co się z tobą dzieje idioto? – zaśmiał się pod nosem, już nieco wstawiony – Faktycznie gadasz do siebie.

3 komentarze:

  1. Hahaha xD Gadanie do siebie jest fajne! Gorzej, gdy zaczynasz się kłócić... O_O Bo to już jest dziwne. xD I zazwyczaj nagle pojawia się ktoś, kto to słyszy. xDD
    Oj, Sebusiowi się nie udało. Ma rybcia trudny orzech do zgryzienia. Ale to dobrze. Maksio górą! xP

    Zapraszam na rozdział. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    uff, przeczytałam, zdążyłam przed nowym rozdziałem jeszcze... cudowny rozdział, taki Maxx bardzo mi się spodobał i jak widać skruszył mur z serca Sebastiana... Mam nadzieję, że Alan I Dorian zobaczą tą różę, którą Maxx zwinął Sebastianowi i dowiedzą się któż to taki buszuje tutaj...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Uouou no to się porobiło... w sumie to trochę mi żal Ayela, ale gdyby nie grał to miałby po problemie i nie byłoby już z nim żadnego przekleństwa xp

    OdpowiedzUsuń